z informacji kolejowej antek dowiedział się że
Autobusy w Katowicach się spóźniają, a radny pyta dlaczego: Kto pyta nie błądzi, ale nie zawsze można liczyć na pełną odpowiedź. Dowiedział się o tym
Wygląda na to, że Antek Królikowski rozpoczyna bardzo pracowity sezon. Właśnie pojawił się na premierze nowego filmu, w którym zagrał - "Szczęścia chodzą parami". Życiowy tytuł?
answer rozwiązane Z informacji kolejowej Antek dowiedział się że : Pociąg pospieszny z Katowic do Przemyśla przez Rzeszów odjeżdża o godz. 14:50 . Do Rzeszowa przyjeżdża o godz. 18:50 . Z Katowic do Rzeszowa jest 236 km. W Rzeszowie pociąg stoi 13 min. Do Przemyśla przejeżdża o godz. 20 :31 . Korzystając z tych informacji uzupełnij zdania :
Choć się rozstali to po zaledwie paru tygodniach znów byli widywani razem, a później wyszło na jaw, że zakochani wrócili do siebie i w mediach społecznościowych znów można zobaczyć ich wspólne fotografie. Jak informuje Jastrząb Post, wyszło na jaw, że para nosi się z zamiarem formalizacji swojego związku!
Z telewizji dowiedział się, co zabrał. Znalazł niesamowity obiekt na plaży. Z telewizji dowiedział się, co zabrał. Biegał po plaży, kiedy coś zwróciło jego uwagę. Chociaż nie
Przyznał jednak, że może ono być uruchomione wcześniej, o ile szybko zakończą się testy, a przewoźnik będzie miał do dyspozycji odpowiednią liczbę pociągów. Podczas środowej konferencji poinformowano, że Polskie Linie Kolejowe zamierzają przebudować trasę z Dworca Głównego do stacji Kraków-Płaszów.
tidak ada yang tidak mungkin bagi allah. ZUS zwraca koszty przejazdu do tej instytucji nie tylko osobie wezwanej, ale też osobie jej towarzyszącej. Zwrot kosztów przejazdu następuje na podstawie przedstawionych biletów lub rachunków. Osoba wezwana przez ZUS do osobistego stawiennictwa w sprawach świadczeń z ubezpieczeń społecznych i innych wypłacanych świadczeń może ubiegać się o zwrot kosztów przejazdu – z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu oraz za podróż powrotną. Przy czym ZUS zwraca poniesione koszty dopiero po przedstawieniu odpowiednich dokumentów, tj. wniosku, biletów albo innych rachunków za przejazd. Zainteresowani zwrotem kosztów przejazdu mogą zdecydować, czy chcą odebrać całą kwotę w gotówce, otrzymać ją przekazem pocztowym pod wskazany adres, czy też prosić o przelanie pieniędzy na rachunek zwrotu kosztów osoby wezwanej Treść jest dostępna bezpłatnie, wystarczy zarejestrować się w serwisie Załóż konto aby otrzymać dostęp do pełnej bazy artykułów oraz wszystkich narzędzi Posiadasz już konto? Zaloguj się. Chcesz dowiedzieć się więcej, sprawdź » Składka zdrowotna przedsiębiorców po zmianie przepisów od 2022 r. (PDF) Źródło: Czy ten artykuł był przydatny? Dziękujemy za powiadomienie Jeśli nie znalazłeś odpowiedzi na swoje pytania w tym artykule, powiedz jak możemy to poprawić. UWAGA: Ten formularz nie służy wysyłaniu zgłoszeń . Wykorzystamy go aby poprawić artykuł. Jeśli masz dodatkowe pytania prosimy o kontakt © Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Jak zdobyć Certyfikat: Czytaj artykuły Rozwiązuj testy Zdobądź certyfikat 1/10 Emerytury i renty podlegają corocznie waloryzacji od dnia: 1 stycznia 1 marca 1 czerwca 1 września Następne
Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Szybkie pytanie: cofną immunitet czy nie cofną? Sławomir Kurek Wspieranie, promocja i wdrażanie idei wolnorynkowej przed... Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Dominik A.: Szybkie pytanie: cofną immunitet czy nie cofną?Cofną. Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Oleksy dzisiaj to ładnie spłętował "Chcąc postawić zarzuty, to każdemu można postawić" A odpowiadając na pytanie. Gdyby sprawa dotyczyła bieżącej sprawy, to pies to ganiał. Jednak totyczy ona zdarzenia, które miało miejsce cztery lata temu. Dlatego: - jeśli cofną - to będzie to sugerowało że są naciski polityczne na prokuraturę. - jeśli nie cofną - oznacza, że zrobili okłady z lodu i uświadomili sobie, że dzisiaj oni cofają immunitet a za jakiś czas, ktoś im może cofnąć immunitet. Czas pokaże. konto usunięte Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Dominik A.: Szybkie pytanie: cofną immunitet czy nie cofną?po polskiemu siem pisze cofnom)))) Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Magdalena Malgorzata J.: Oleksy dzisiaj to ładnie spłętował "Chcąc postawić zarzuty, to każdemu można postawić"Spuentował ;-)A odpowiadając na pytanie. Gdyby sprawa dotyczyła bieżącej sprawy, to pies to ganiał. Jednak totyczy ona zdarzenia, które miało miejsce cztery lata - jeśli cofną - to będzie to sugerowało że są naciski polityczne na jeśli nie cofną - oznacza, że zrobili okłady z lodu i uświadomili sobie, że dzisiaj oni cofają immunitet a za jakiś czas, ktoś im może cofnąć sądzi Pani, że każdy boi się cofnięcia immunitetu jak Antek?Czas pewno. Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Arkadiusz Mirosław Brysiak: Dominik A.: Szybkie pytanie: cofną immunitet czy nie cofną?po polskiemu siem pisze cofnom)))) Po wolsku siem pisze cofnom. Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Dominik A.: A sądzi Pani, że każdy boi się cofnięcia immunitetu jak Ja sądzę jedno. Sprawa jest szyta grubymi nićmi i bardziej dotyczy śledztwa smoleńskiego (założenie knebla), niż jakiegoś raportu napisanego cztery lata temu. Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Magdalena Malgorzata J.: Dominik A.: A sądzi Pani, że każdy boi się cofnięcia immunitetu jak Ja sądzę jedno. Sprawa jest szyta grubymi nićmi i bardziej dotyczy śledztwa smoleńskiego (założenie knebla), niż jakiegoś raportu napisanego cztery lata temu. Nie no, przecież chodzi o to aby mógł stanąć przed sądem i oczyścić się z zarzutów. Jeśli niesłusznie oskarżony zrobi to w 5 minut i jeszcze zdąży na konferencje o katastrofie. Chyba sama Pani nie wierzy w to co pisze. Jak postępowanie w sprawie WSI założy mu knebel w sprawie katastrofy? konto usunięte Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Chciałem coś mądrego napisać ale było to zdecydowanie zbyt wulgarne. Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Przemek Zdanowicz: Chciałem coś mądrego napisać ale było to zdecydowanie zbyt wulgarne. Pan leci na Hyde park, tam podobno wolno ;-) Sławomir Kurek Wspieranie, promocja i wdrażanie idei wolnorynkowej przed... Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Magdalena Malgorzata J.: Dominik A.: A sądzi Pani, że każdy boi się cofnięcia immunitetu jak Ja sądzę jedno. Sprawa jest szyta grubymi nićmi i bardziej dotyczy śledztwa smoleńskiego (założenie knebla), niż jakiegoś raportu napisanego cztery lata jak Pani skomentuje opinie, że cała sprawa z likwidacją WSI przez Macierewicza i Olszewskiego, to chec zatarcia sladów po próbie zamachu przygotowywanego przez Macierewicza i Olszewskiego w 1992 roku? Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Toż to haniebna insynuacja ;-). Jak można posuwać się do wysuwania takich oskarżeń, jeśli się nie ma na to twardych dowodów? Temat: Antek Rozpylacz (informacji) mnie intencje antka, prokuratury mało interesuja skoro padło juz kilka wyroków i Polska musi zapłacić za Antkowe bezpodstawne oskarżenia i insynuacje to znaczy, że Antek powinien beknąć i tyle Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Bartłomiej Usydus: mnie intencje antka, prokuratury mało interesuja skoro padło juz kilka wyroków i Polska musi zapłacić za Antkowe bezpodstawne oskarżenia i insynuacje to znaczy, że Antek powinien beknąć i tyle Przecież te wyroki świadczą wyłącznie o tym, że polskie sady nie są niezawisłe. konto usunięte Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Magdalena Malgorzata J.: Oleksy dzisiaj to ładnie spłętował "Chcąc postawić zarzuty, to każdemu można postawić" A kontekst zdania można prosić?A odpowiadając na pytanie. Gdyby sprawa dotyczyła bieżącej sprawy, to pies to ganiał. Jednak totyczy ona zdarzenia, które miało miejsce cztery lata temu. [....] Na podobnej zasadzie można byłoby powiedzieć wszystkim krewnym ofiar smoleńskich "spadać na drzewo, żadnych zadośćuczynień!", bo w końca między tragedią a pierwszymi wypłatami minęło kilka miesięcy, nieprawdaż? Nietrafiony argument. konto usunięte Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Magdalena Malgorzata J.: Oleksy dzisiaj to ładnie spłętował "Chcąc postawić zarzuty, to każdemu można postawić"Wszystko Pani jak zwykle pokrecila. Prosze sie trzymac ustalonych przez siebie faktow. Nie Jozef Oleksy a Szymon Buchwio (Łemko) .> Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Dominik A.: Magdalena Malgorzata J.: Oleksy dzisiaj to ładnie spłętował "Chcąc postawić zarzuty, to każdemu można postawić"Spuentował ;-)Można też "spointował" :PA odpowiadając na pytanie. Gdyby sprawa dotyczyła bieżącej sprawy, to pies to ganiał. Jednak totyczy ona zdarzenia, które miało miejsce cztery lata - jeśli cofną - to będzie to sugerowało że są naciski polityczne na propagandzie - Macierewicza nie da się udupić za wiele rzeczy, co do których media są przekonane, że się da. Teraz znaleźli coś, czego można użyć jako punktu jeśli nie cofną - oznacza, że zrobili okłady z lodu i uświadomili sobie, że dzisiaj oni cofają immunitet a za jakiś czas, ktoś im może cofnąć sądzi Pani, że każdy boi się cofnięcia immunitetu jak Antek?A czy on się tego tak naprawdę boi? Immunitet ma także działanie prewencyjne. Polega ono na tym, że nie marnuje się czasu na ciąganie danego posła po sądach w durnych sprawach. I nie dziwię się, że Macierewicz tego nie chce - bo kto by chciał? Ale nie można twierdzić, że się tego Mi się wydaje, że trudno tu coś powiedzieć. Odebranie mu immunitetu na podstawie jakiejś pierdoły sprzed kilku lat może nosić znamiona zemsty politycznej. A tym narzędziem politycy powinni się posługiwać bardzo ostrożnie. Z drugiej strony - wygrane wybory wbiły chyba Platformersom do głów że ich droga postępowania jest słuszna, a buta - jak najbardziej uzasadniona, no i raczej bezkarna. Tak więc - trudno powiedzieć, choć ja obstawiam, że mu immunitetu nie odbiorą. konto usunięte Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Dawid C.: Dokładnie. Mi się wydaje, że trudno tu coś powiedzieć. Odebranie mu immunitetu na podstawie jakiejś pierdoły sprzed kilku lat może nosić znamiona zemsty politycznej. [...] Panie Dawidzie, Na Boga! Ile państwo polskie musi przegrać procesów, ile instytucji ktoś ma beztrosko rozmontować, ile osób o utajnionych personaliach ma ktoś naiwnie ujawnić, aby można było pociągnąć MINISTRA KONSTYTUCYJNEGO (a więc, przynajmniej teoretycznie, człowieka sprawnego umysłowo, odpowiedzialnego - przynajmniej nominalnie - za własne czyny) DO ODPOWIEDZIALNOŚCI?!?!?! Czy nie próbuje czasem zbyt daleko przesuwać granicy tolerancji dla niekompetencji i działalności, w najlepszym razie, motywowanej brakiem odpowiedzialności? Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Dawid C.: Można też "spointował" :P Można, ale spłętował chyba nie ;-)Wbrew propagandzie - Macierewicza nie da się udupić za wiele rzeczy, co do których media są przekonane, że się da. Teraz znaleźli coś, czego można użyć jako punktu zaczepienia. To może odpuśćmy wszystkim, których nie da się udupić za wiele rzeczy, co do których media są przekonane, że się da. A czy on się tego tak naprawdę boi? Bać może się nie boi, ale wszystko wskazuje na to że będzie się ma także działanie prewencyjne. Polega ono na tym, że nie marnuje się czasu na ciąganie danego posła po sądach w durnych sprawach. I nie dziwię się, że Macierewicz tego nie chce - bo kto by chciał? Ale nie można twierdzić, że się tego boi. Czyli mamy ich traktować jak święte krowy? Bo im się nie chce szacownej dupy do sadu ruszyć? A dlaczego ja muszę, chociaż wiem że sprawa jest "dęta"? Bo mój czas jakoś inaczej się liczy? Moja doba dłuższa? Panie Dawidzie, oni mają Prawo i Sprawiedliwość w nazwie, powinni czuć się zobowiązani do przestrzegania prawa i nie uchylania się przed wymiarem Mi się wydaje, że trudno tu coś powiedzieć. Odebranie mu immunitetu na podstawie jakiejś pierdoły sprzed kilku lat może nosić znamiona zemsty politycznej. A tym narzędziem politycy powinni się posługiwać bardzo ostrożnie. Żadna zemsta. To na razie teza pani Magdy na dodatek niczym nie poparta. Już sobie wyobrażam jaki byłby krzyk, gdyby ktoś z PO chował się w takiej sprawie za drugiej strony - wygrane wybory wbiły chyba Platformersom do głów że ich droga postępowania jest słuszna, a buta - jak najbardziej uzasadniona, no i raczej bezkarna. Tak więc - trudno powiedzieć, choć ja obstawiam, że mu immunitetu nie odbiorą. Nieobecni nie mają racji. A w tym przypadku PiS można uznać za nieobecnego - pieniądze biorą, dziobami kłapią, za nic odpowiedzialności wziąć nie chcą. Ja obstawiam, że jednak odbiorą. Inna sprawa co to A. edytował(a) ten post dnia o godzinie 11:09 Temat: Antek Rozpylacz (informacji) Maciej Piechocki: Dawid C.: Dokładnie. Mi się wydaje, że trudno tu coś powiedzieć. Odebranie mu immunitetu na podstawie jakiejś pierdoły sprzed kilku lat może nosić znamiona zemsty politycznej. [...] Panie Dawidzie, Na Boga! Ile państwo polskie musi przegrać procesów, ile instytucji ktoś ma beztrosko rozmontować, ile osób o utajnionych personaliach ma ktoś naiwnie ujawnić, aby można było pociągnąć MINISTRA KONSTYTUCYJNEGO (a więc, przynajmniej teoretycznie, człowieka sprawnego umysłowo, odpowiedzialnego - przynajmniej nominalnie - za własne czyny) DO ODPOWIEDZIALNOŚCI?!?!?! Czy nie próbuje czasem zbyt daleko przesuwać granicy tolerancji dla niekompetencji i działalności, w najlepszym razie, motywowanej brakiem odpowiedzialności?Panie Macieju - ja rozumiem Pana pytania. Kwestia istotna polega na tym, że pod to, o co Pan pyta, podpada całą masa ministrów konstytucyjnych z ostatnich ponad 20 lat. I co dalej? Jednych się próbuje rozliczać - innych nie. W działaniach jednych próbuje się doszukiwać nie wiadomo czego - a działania innych są pozostawione tak po prostu, bez grzebania, bez niczego, bez żadnych prób rozliczania, bo się krzyk podnosi. Może by tak uczciwie spróbować rozliczyć wszystkich razem i każdego z osobna? Bo Pan wybaczy - ale jeśli np. Ryszard Kalisz żąda dla JarKacza i Ziobry Trybunału Stanu w związku ze sprawą Blidy - to mnie pusty śmiech ogarnia. Jednym wolno - a innym nie?
Spis treści Bieda: 1 2 Choroba: 1 Dziecko: 1 Kobieta: 1 Małżeństwo: 1 Marzenie: 1 Miłość: 1 Modlitwa: 1 2 Nauczyciel: 1 Pijaństwo: 1 2 Pogrzeb: 1 Praca: 1 Religia: 1 2 Rozstanie: 1 2 Szkoła: 1 2 3 Śmierć: 1 Trup: 1 Wieś: 1 Zabobony: 1 2 Życie jako wędrówka: 1 Antek 1Antek urodził się we wsi nad Wisłą. 2Wieś leżała w niewielkiej dolinie. Od północy otaczały ją wzgórza spadziste, porosłe sosnowym lasem, a od południa wzgórza garbate, zasypane leszczyną, tarniną i głogiem. Tam najgłośniej śpiewały ptaki i najczęściej chodziły wiejskie dzieci rwać orzechy albo wybierać gniazda. 3Kiedyś stanął na środku wsi, zdawało ci się, że oba pasma gór biegną ku sobie, ażeby zetknąć się tam, gdzie z rana wstaje czerwone słońce. Ale było to złudzenie. 4Za wsią bowiem ciągnęła się między wzgórzami dolina przecięta rzeczułką i przykryta zieloną łąką. 5Tam pasano bydlątka i tam cienkonogie bociany chodziły polować na żaby kukające wieczorami. 6Od zachodu wieś miała tamę, za tamą Wisłę, a za Wisłą znowu wzgórza wapienne, nagie. 7WieśKażdy chłopski dom, szarą słomą pokryty, miał ogródek, a w ogródku śliwki węgierki, spomiędzy których widać było komin sadzą uczerniony i pożarną drabinkę. Drabiny te zaprowadzono nie od dawna, a ludzie myśleli, że one lepiej chronić będą chaty od ognia niż dawniej bocianie gniazda. Toteż gdy płonął jaki budynek, dziwili się bardzo, ale go nie ratowali. 8— Widać, że na tego gospodarza był dopust boski — mówili między sobą. — Spalił się, choć miał przecie nową drabinę i choć zapłacił śtraf[1] za starą, co to były u niej połamane szczeble. 9DzieckoW takiej wsi urodził się Antek. Położyli go w niemalowanej kołysce, co została po zmarłym bracie, i sypiał w niej przez dwa lata. Potem przyszła mu na świat siostra, Rozalia, więc musiał jej miejsca ustąpić, a sam, jako osoba dorosła, przenieść się na ławę. 10Przez ten rok kołysał siostrę, a przez cały następny — rozglądał się po świecie. Raz wpadł w rzekę, drugi raz dostał batem od przejezdnego furmana za to, że go o mało konie nie stratowały, a trzeci raz psy tak go pogryzły, że dwa tygodnie leżał na piecu. Doświadczył więc niemało. Za to w czwartym roku życia ojciec podarował mu swoją sukienną kamizelkę z mosiężnym guzikiem, a matka — kazała mu siostrę nosić. 11Gdy miał pięć lat, użyto go już — do pasania świń. Ale Antek nie bardzo się za nimi oglądał. Wolał patrzeć na drugą stronę Wisły, gdzie za wapiennym wzgórzem raz na raz pokazywało się coś wysokiego i czarnego. Wyłaziło to z lewej strony jakby spod ziemi, szło w górę i upadało na prawo. Za tym pierwszym szło zaraz drugie i trzecie, takie samo czarne i wysokie. 12Tymczasem świnie swoim obyczajem wlazły w kartofle. Matka spostrzegłszy to zawinęła się wedle sukiennej kamizelki Antkowej, tak że chłopiec prawie tchu nie mógł złapać. Ale że nie miał w sercu zawziętości, bo było z niego dziecko dobre, więc wykrzyczawszy się i wydrapawszy — kamizelkę, zapytał matki: 13— Matulu! A co to takie czarne chodzi za Wisłą? 14Matka spojrzała w kierunku Antkowego palca, przysłoniła oczy ręką i odparła: 15— Tam za Wisłą? Cóż to, nie widzisz, że wiatrak chodzi? A na drugi raz pilnuj świń, bo cię pokrzywami wysmaruję. 16— Acha, wiatrak! A co on, matulu, za jeden? 17— At, głupiś! — odparła matka i uciekła do swojej roboty. Gdzie ona miała czas i rozum do udzielania objaśnień o wiatrakach! 18Ale chłopcu wiatrak spokojności nie dawał. Antek widywał go przecie co dzień. Widywał go i w nocy przez sen. Więc taka straszna urosła w chłopcu ciekawość, że jednego dnia zakradł się do promu, co ludzi na drugą stronę rzeki przewoził, i popłynął za Wisłę. 19Popłynął, wdrapał się na wapienną górę, akurat w tym miejscu, gdzie stało ogłoszenie, aby tędy nie chodzić, i zobaczył wiatrak. Wydał mu się budynek ten jakby dzwonnica, tylko w sobie był grubszy, a tam gdzie na dzwonnicy jest okno, miał cztery tęgie skrzydła ustawione na krzyż. Z początku nie rozumiał nic — co to i na co to? Ale wnet objaśnili mu rzecz pastuchowie, więc dowiedział się o wszystkim. Naprzód o tym, że na skrzydła dmucha wiater i kręci nimi jak liśćmi. Dalej o tym, że w wiatraku miele się zboże na mąkę, i nareszcie o tym, że przy wiatraku siedzi młynarz, co żonę bije, a taki jest mądry, że wie, jakim sposobem ze śpichrzów wyprowadza się szczury. 20MarzeniePo takiej poglądowej lekcji Antek wrócił do domu tą samą drogą co pierwej. Dali mu tam przewoźnicy parę razy w łeb za swoją krwawą pracę, dała mu i matka coś na sukienną kamizelkę, ale to nic: Antek był kontent, bo zaspokoił ciekawość. Więc choć położył się spać o głodzie, marzył całą noc to o wiatraku, co mieli zboże, to o młynarzu, co bije żonę i szczury wyprowadza ze śpichrzów. 21Drobny ten wypadek stanowczo wpłynął na całe życie chłopca. Od tej pory — od wschodu do zachodu słońca — strugał on patyki i układał je na krzyż. Potem wystrugał sobie kolumnę; próbował, obciosywał, ustawiał, aż nareszcie wybudował mały wiatraczek, który na wietrze obracał mu się jak tamten za Wisłą. 22Cóż to była za radość! Teraz brakowało Antkowi tylko żony, żeby mógł ją bić, i już byłby z niego prawdziwy młynarz! 23Do dziesiątego roku życia zepsuł ze cztery koziki, ale też strugał nimi dziwne rzeczy. Robił wiatraki, płoty, drabiny, studnie, a nawet całe chałupy. Aż się ludzie zastanawiali i mówili do matki, że z Antka albo będzie majster, albo wielki gałgan. 24Przez ten czas urodził mu się jeszcze jeden brat, Wojtek, siostra podrosła, a ojca drzewo przytłukło — w lesie. 25W chacie była z Rozalią wielka wygoda. Dziewczyna zimą zamiatała izbę, nosiła wodę, a nawet potrafiła krupnik ugotować. Latem posyłano ją do bydła z Antkiem, bo chłopak zajęty struganiem nigdy się nie dopilnował. Co go nie nabili, nie naprosili, nie napłakali się nad nim. Chłopak krzyczał, obiecywał, płakał nawet razem z matką, ale robił swoje, a bydło wciąż w szkodę właziło. 26Dopiero gdy siostra razem z nim pasła, było lepiej: on strugał patyki, a ona pilnowała krów. 27Nieraz matka widząc, że dziewucha, choć młodsza, ma więcej rozumu i chęci aniżeli Antek, załamywała z żalu ręce i lamentowała przed starym kumem, Andrzejem: 28— Co ja pocznę, nieszczęsna, z tym Antkiem odmieńcem? Ani to w chacie nic nie zrobi, ani bydła doglądnie, ino wciąż kraje te patyki, jakby co w niego wstąpiło. Już z niego, mój Andrzeju, nie będzie chyba gospodarz ani nawet parobek, tylko darmozjad na śmiech ludziom i obrazę boską!… 29Andrzej, który za młodu praktykował flisactwo i dużo świata widział, tak pocieszał strapioną wdowę: 30— Jużci, gospodarzem on nie będzie, to darmo, bo on na to nie ma nawet dobrego rozumu. Jego by zatem trza naprzód do szkoły, a potem do majstra. Nauczy się z książki, nauczy się rzemiosła i jeżeli nie zgałganieje, będzie żył. 31Na to wdowa odpowiedziała, wciąż łamiąc ręce: 32— Oj, kumie, co wy też gadacie. A czy to nie wstyd gospodarskiemu dziecku rzemiosła się imać i byle komu na obstalunek robotę robić? 33Andrzej puścił dym z drewnianej fajeczki i rzekł: 34— Jużci, że wstyd, ale rady na to nie ma nijakiej. 35Potem, zwracając się do Antka siedzącego na podłodze przy ławie, zapytał: 36— No gadaj, wisus, czym ty chcesz być? Gospodarzem czy u majstra? 37A Antek na to: 38— Ja będę stawiał wiatraki, co zboże mielą. 39I odpowiadał tak zawsze, choć nad nim kiwano głowami, a jak czasem to i miotłą. 40ChorobaMiał już dziesięć lat, kiedy pewnego razu ośmioletnia wówczas siostra jego, Rozalia, strasznie zaniemogła. Jak się położyła z wieczora, to się jej na drugi dzień dobudzić było trudno. Ciało miała gorące, oczy błędne i gadała od rzeczy. 41Matka z początku myślała, że dziewczyna przyczaja się, dała jej więc parę szturchańców. Ale gdy to nie pomogło, wytarła ją gorącym octem, a na drugi dzień napoiła wódką z piołunem. Wszystko na nic, a nawet gorzej, bo po wódce wystąpiły na dziewuchę sine plamy. Wtedy wdowa przetrząsnąwszy szmaty, jakie tylko były w skrzyni i w komorze, wybrała sześć groszy i wezwała na ratunek Grzegorzową, wielką znachorkę. 42Mądra baba obejrzała chorą uważnie, opluła koło niej podłogę jak należy, posmarowała ją nawet sadłem, ale — i to nie pomogło. 43Wtedy rzekła do matki: 44—Zabobony Napalcie, kumo, w piecu do chleba. Trza dziewczynie zadać na dobre poty, to ją odejdzie. 45Wdowa napaliła w piecu jak się patrzy i wygarnęła węgle czekając dalszych rozkazów. 46— No, teraz — rzekła znachorka — położyć dziewuchę na sosnowej desce i wsadzić ją w piec na trzy zdrowaśki. Ozdrowieje wnet, jakby kto ręką odjął! 47Istotnie, położono Rozalię na sosnowej desce (Antek patrzył na to z rogu izby) i wsadzono ją, nogami naprzód, do pieca. 48Dziewczyna, gdy ją gorąco owiało, ocknęła się. 49— Matulu, co wy ze mną robicie? — zawołała. 50— Cicho, głupia, to ci przecie wyjdzie na zdrowie. 51Już ją wsunęły baby do połowy; dziewczyna poczęła się rzucać jak ryba w sieci. Uderzyła znachorkę, schwyciła matkę obu rękami za szyję i wniebogłosy krzyczała: 52— A dyć wy mnie spalicie, matulu!… 53ReligiaJuż ją całkiem wsunięto, piec założono deską i baby poczęły odmawiać trzy zdrowaśki… 54— Zdrowaś, Panno Mario, łaski pełna… 55— Matulu! matulu moja!… — jęczała nieszczęśliwa dziewczyna. — O matulu!… 56— Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami… 57Teraz Antek podbiegł do pieca i schwycił matkę za spódnicę. 58— Matulu! — zawołał z płaczem — a dyć ją tam na śmierć zaboli!… 59Ale tyle tylko zyskał, że dostał w łeb, ażeby nie przeszkadzał odmawiać zdrowasiek. Jakoś i chora przestała bić w deskę, rzucać się i krzyczeć. Trzy zdrowaśki odmówiono, deskę odstawiono. 60TrupW głębi pieca leżał trup ze skórą czerwoną, gdzieniegdzie oblazłą. 61— Jezu! — krzyknęła matka ujrzawszy dziewczynę niepodobną do ludzi. 62I taki ogarnął ją żal za dzieckiem, że ledwie pomogła znachorce przenieść zwłoki na tapczan. Potem uklękła na środku izby i, bijąc głową w klepisko, wołała: 63— Oj, Grzegorzowa!… A cóż wyście najlepszego zrobili!… 64Znachorka była markotna. 65—Zabobony Et!… Cicho byście lepiej byli… Wy może myślicie, że dziewuszysko od gorąca tak sczerwieniało? To tak z niej choroba wylazła, ino że trochę za prędko, więc i umorzyła niebogę. To wszystko przecie z mocy boskiej. 66ŚmierćWe wsi nikt nie wiedział o przyczynie śmierci Rozalii. Umarła dziewucha — to trudno. Widać, że już tak było przeznaczone. Alboż to jedno dziecko co rok we wsi umiera, a przecie zawsze ich jest pełno. 67PogrzebNa trzeci dzień włożono Rozalię w świeżo zheblowaną trumienkę z czarnym krzyżem, trumnę ustawiono w gnojownicach i powieziono dwoma wołami za wieś, tam gdzie nad zapadniętymi mogiłami czuwają spróchniałe krzyże i białokore brzozy. Na nierównej drodze trumienka skrzywiła się trochę na bok, a Antek, trzymający się fałdów spódnicy matczynej, idąc za wozem myślał: 68„Musi tam być źle Rozalce, kiedy się tak poprawia i na bok przewraca!…” 69Potem — pokropił ksiądz trumnę święconą wodą, czterech parobków spuściło ją na szalach do grobu, przywaliło ziemią — i tyle wszystkiego. 70Wzgórza z lasem szumiącym i te, na których krzaki rosły, zostały tam, gdzie były. Pastusi jak dawniej grali na fujarkach w dolinie i życie szło, wciąż szło swoją koleją, choć we wsi nie stało jednej dziewuchy. 71Przez tydzień mówiono o niej, potem zapomniano i opuszczono świeży grób, na którym tylko wiatr wzdychał i świergotały polne koniki. 72A jeszcze potem spadł śnieg i nawet koniki wystraszył. 73SzkołaW zimie gospodarskie dzieci chodziły do szkoły. A że z Antka nie spodziewała się matka żadnej pomocy w gospodarstwie, raczej zawadę, więc poradziwszy się kuma Andrzeja postanowiła oddać chłopca na naukę. 74— A czy mnie we szkole nauczą wiatraki budować? — pytał Antek. 75— Oho! Nauczą cię nawet w kancelarii pisać, byleś ino był chętny. 76Wzięła tedy wdowa czterdzieści groszy w węzełek, chłopca w garść i ze strachem poszła do nauczyciela. Wszedłszy do izby zastała go, jak sobie łatał stary kożuch. Pokłoniła mu się do nóg, doręczyła przyniesione pieniądze i rzekła: 77— Kłaniam się też panu profesorowi i ślicznie proszę, żeby mi wielmożny pan tego oto wisusa wziął do nauki, a ręki na niego nie żałował, jak rodzony ojciec… 78NauczycielWielmożny pan, któremu słoma wyglądała z dziurawych butów, wziął Antka pod brodę, popatrzył mu w oczy i poklepał. 79— Ładny chłopak — rzekł. — A co ty umiesz? 80— Jużci prawda, że ładny — pochwyciła zadowolona matka — ale musi, że chyba nic nie umie. 81— Jakże więc, wy jesteście jego matką i nie wiecie, co on umie i czego się nauczył? — spytał nauczyciel. 82— KobietaA skąd bym ja miała wiedzieć, co on umie? Przecie ja baba, to mi do tych rzeczy nic. A co uczył się on, niby mój Antek, to wiem, że uczył się bydło paść, drwa szczypać, wodę ze studni ciągnąć i chyba już nic więcej. 83W taki sposób zainstalowano chłopca do szkoły. Ale że matce żal było wydanych czterdziestu groszy, więc dla uspokojenia się zebrała pod domem paru sąsiadów i radziła się ich, czy to dobrze, że Antek będzie chodzić do szkoły i że taki wydatek na niego poniosła. 84— Te!… — odezwał się jeden z gospodarzy — niby to nauczycielowi z gminy się płaci, więc na upartego moglibyście mu nic nie dawać. Ale zawsze on się upomina, a takich, co nie płacą mu osobno, gorzej uczy. 85— A dobry też z niego profesor? 86— No, niczego!… On niby, jak z nim gadać, to taki jest trochę głupowaty, ale uczy — jak wypada. Mój przecie chłopak chodzi do niego dopiero trzeci rok i już zna całe abecadło — z góry na dół i z dołu do góry. 87— E! Cóż to znaczy abecadło — odezwał się drugi gospodarz. 88— Jużci, że znaczy — rzekł pierwszy. — Nibyście to nie słyszeli, co nieraz nasz wójt powiadają: „Żebym ja choć umiał abecadło, to bym z takiej gminy miał dochodu więcej niż tysiąc rubli, tyle co pisarz!” 89SzkołaW parę dni potem Antek poszedł pierwszy raz do szkoły. Wydała mu się taka prawie porządna jak ta izba w karczmie, co w niej szynkwas stoi, a ławki były w niej jedna za drugą jak w kościele. Tylko że piec pękł i drzwi się nie domykały, więc trochę ziębiło. Dzieci miały czerwone twarze i ręce trzymały w rękawach — nauczyciel chodził w kożuchu na sobie i w baraniej czapce na głowie. A po kątach szkoły siedział biały mróz i wytrzeszczał na wszystko iskrzące ślepie. 90Usadzono Antka między tymi, co nie znali jeszcze liter, i zaczęła się lekcja. 91Antek, upomniany przez matkę, ślubował sobie, że musi się odznaczyć. 92Nauczyciel wziął kredę w skostniałe palce i na zdezelowanej[2] tablicy napisał jakiś znak. 93— Patrzcie, dzieci! — mówił. — Tę literę spamiętać łatwo, bo wygląda tak, jakby kto kozaka tańcował, i czyta się A. Cicho tam, osły!… Powtórzcie: a… a… a… 94— A!… a!… a!… — zawołali chórem uczniowie pierwszego oddziału. 95Nad ich piskiem górował głos Antka. Ale nauczyciel nie zauważył go jeszcze. 96Chłopca trochę to ubodło; ambicja jego została podrażniona. 97Nauczyciel wyrysował drugi znak. 98— Tę literę — mówił — zapamiętać jeszcze łatwiej, bo wygląda jak precel. Widzieliście precel? 99— Wojtek widział, ale my to chyba nie… — odezwał się jeden. 100— No, to pamiętajcie sobie, że precel jest podobny do tej litery, która nazywa się B. Wołajcie: be! be! 101Chór zawołał: be! be! — ale Antek tym razem rzeczywiście się odznaczył. Zwinął obie ręce w trąbkę i beknął jak roczne cielę. 102Śmiech wybuchnął w szkole, a nauczyciel aż zatrząsł się ze złości. 103— Hę — krzyknął do Antka. — Toś ty taki zuch? Ze szkoły robisz cielętnik? Dajcie go tu na rozgrzewkę. 104Chłopiec ze zdziwienia aż osłupiał, ale nim się upamiętał, już go dwaj najsilniejsi ze szkoły chwycili pod ramiona, wyciągnęli na środek i położyli. 105Jeszcze Antek niedobrze zrozumiał, o co chodzi, gdy nagle uczuł kilka tęgich razów i usłyszał przestrogę: 106— A nie becz, hultaju! A nie becz! 107Puścili go. Chłopiec otrząsnął się jak pies wydobyty z zimnej wody i poszedł na miejsce. 108Nauczyciel wyrysował trzecią i czwartą literę, dzieci nazywały je chórem, a potem nastąpił egzamin. 109Pierwszy odpowiadał Antek. 110— Jak się ta litera nazywa? — pytał nauczyciel. 111— A! — odparł chłopiec. 112— A ta druga? 113Antek milczał. 114— Ta druga nazywa się be. Powtórz, ośle! 115Antek znowu milczał. 116— Powtórz, ośle, be! 117— Albo ja głupi! — mruknął chłopiec, dobrze pamiętając, że w szkole beczeć nie wolno. 118— Co, hultaju jakiś, jesteś hardy? Na rozgrzewkę go!… 119I znowu ci sami co pierwej koledzy pochwycili go, położyli, a nauczyciel udzielił mu taką samą liczbę prętów, ale już z upomnieniem: 120— Nie bądź hardy!… Nie bądź hardy!… 121W kwadrans później zaczęła się nauka oddziału wyższego, a niższy poszedł na rekreację[3], do kuchni profesora. Tam jedni pod dyrekcją gospodyni skrobali kartofle, drudzy nosili wodę, inni pokarm dla krowy, i na tym zajęciu upłynął im czas do południa. 122Kiedy Antek wrócił do domu, matka zapytała go: 123— A co? Uczyłeś się? 124— Uczyłem. 125— A dostałeś? 126— O, jeszcze jak! Dwa razy. 127— Za naukę? 128— Nie, ino na rozgrzewkę. 129— Bo widzisz, to początek. Dopiero później będziesz brał i za naukę! — pocieszyła go matka. 130Antek zamyślił się frasobliwie. 131„Ha, trudno — rzekł w duchu. — Bije, bo bije, ale przynajmniej pokaże, jak się wiatraki stawiają.” 132Od tej pory dzieci najniższego oddziału uczyły się wciąż czterech pierwszych liter, a potem szły do kuchni i na podwórze pomagać profesorskiej gospodyni. O wiatrakach mowy nie było. 133Jednego dnia na dworze mróz był lżejszy, profesorowi także jakoś serce odtajało, więc chciał wytłumaczyć najmłodszym swoim wychowańcom pożytek pisma. 134— Patrzcie, dzieci — mówił pisząc na tablicy wyraz dom — jaka to mądra rzecz pisanie. Te trzy znaczki takie małe i tak niewiele miejsca zajmują, a jednak oznaczają — dom. Jak tylko na ten wyraz popatrzysz, to zaraz widzisz przed oczami cały budynek, drzwi, okna, sień, izby, piece, ławy, obrazy na ścianach, krótko mówiąc — widzisz dom ze wszystkim, co się w nim znajduje. 135Antek przecierał oczy, wychylał się, oglądał napisany na tablicy wyraz, ale domu żadnym sposobem zobaczyć nie mógł. Wreszcie trącił swego sąsiada i spytał: 136— Widzisz ty tę chałupę, co o niej profesor gadają? 137— Nie widzę — odparł sąsiad. 138— Musi to chyba być łgarstwo! — zakonkludował Antek. 139Ostatnie zdanie usłyszał nauczyciel i krzyknął: 140— Jakie łgarstwo? Co łgarstwo? 141— A to, że na tablicy jest dom. Przecie tam jest ino trochę kredy, ale domu nie widno — odparł naiwnie Antek. 142Nauczyciel porwał go za ucho i wyciągnął na środek szkoły. 143— Na rozgrzewkę go! — zawołał i znowu powtórzyła się z najdrobniejszymi szczegółami dobrze już chłopakowi znana ceremonia. 144Gdy Antek wrócił do domu czerwony, spłakany i jakoś nie mogący znaleźć miejsca, matka znowu go zapytała: 145— Dostałeś? 146— A może matula myślą, że nie? — stęknął chłopiec. 147— Za naukę? 148— Nie za naukę, ino na rozgrzewkę! 149Matka machnęła ręką. 150— Ha! — rzekła po namyśle — musisz jeszcze poczekać, to ci tam kiedy dadzą i za naukę. 151A potem, dokładając drew do ognia na kominie, mruczała sama do siebie: 152— Tak to zawsze wdowie i sierocie na tej ziemi doczesnej! Żebym ja profesorowi miała dać z pół rubla, a nie czterdzieści groszy, to by mi chłopca od razu wziął. A tak, baraszkuje sobie z nim, i tyle. 153A Antek słysząc to myślał: 154„No, no! Jeżeli on tak baraszkuje ze mną, to dopiero będzie, jak mnie uczyć zacznie!” 155Na szczęście czy nieszczęście obawy chłopca nie miały się nigdy ziścić. 156Jednego dnia, było to już we dwa miesiące po wstąpieniu Antka do szkoły, przyszedł do jego matki nauczyciel i po zwykłych przywitaniach zapytał: 157— Jakże, moja kobieto, będzie z waszym chłopakiem? Daliście za niego czterdzieści groszy, ale na początku, i już trzeci miesiąc idzie, a ja szeląga więcej nie widzę. To się tak przecie nie godzi; płaćcie choć i po czterdzieści groszy, ale co miesiąc. 158A wdowa na to: 159— Skądże ja wezmę, kiedy nie mam! Co jaki grosz zarobię, to wszystko idzie do gminy. Nawet dzieciskom szmaty nie ma za co kupić. 160Nauczyciel wstał z ławy, nałożył czapkę w izbie i odparł: 161— SzkołaJeżeli tak, to Antek nie ma po co chodzić do szkoły. Ja tam sobie nad nim darmo ręki zrywać nie będę. Taka nauka jak moja to nie dla biedaków. 162Zabrał się i wyszedł, a wdowa patrząc za nim myślała: 163„Jużci prawda. Jak świat światem, to ino pańskie dzieci chodziły do nauki. A gdzie zaś prosty człowiek mógłby na to wystarczyć!…” 164Zawołała znowu kuma Andrzeja na naradę i poczęli oboje egzaminować chłopca. 165— Cóżeś się ty, wisusie, nauczył przez te dwa miesiące? — pytał go Andrzej. — Przecie matka wydali na cię czterdzieści groszy… 166— Jeszcze jak! — wtrąciła wdowa. 167— Com się tam miał nauczyć! — odparł chłopiec. — Kartofle skrobią się tak we szkole, jak i w domu, świniom tak samo daje się jeść. Tyle tylko, żem parę razy profesorowi buty wyczyścił. Ale za to porwali na mnie odzienie przy tych tam… rozgrzewkach… 168— No, a z nauki toś nic nie połapał? 169— Kto tam co połapie! — mówił Antek. — Jak nas uczy po chłopsku — to łże. Napisze se na tablicy jakiś znak i mówi, że to dom z izbą, sienią, z obrazami. Człowiek przecie ma oczy i widzi, że to nie jest dom. A jak nas uczy po szkolnemu, to kat go zrozumie! Jest tam paru starszych, co po szkolnemu pieśni śpiewają, ale młodszy to dobrze, jak się trochę kląć nauczy… 170— Ino kiedy spróbuj gadać tak paskudnie, to ja ci dam! — wtrąciła matka. 171— No, a do gospodarstwa nigdy, chłopaku, nie nabierzesz ochoty? — spytał Andrzej. 172Antek pocałował go w rękę i rzekł: 173— Poślijcie mnie już tam, gdzie uczą budować wiatraki. 174Starzy jak na komendę wzruszyli ramionami. 175Nieszczęsny wiatrak, po drugiej stronie Wisły mielący zboże, tak ugrzązł w duszy chłopca, że go już stamtąd żadna siła wydobyć nie mogła. 176Po długiej naradzie postanowiono czekać. I czekano. 177Upływał tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, nareszcie chłopak doszedł do dwunastu lat, ale w gospodarstwie wciąż niewielkie oddawał usługi. Strugał swoje patyki, a nawet rzeźbił cudackie figury. I dopiero gdy mu się kozik zepsuł, a matka na nowy nie dawała pieniędzy, wynajmował się do roboty. Jednemu nocą koni na łące pilnował, zatopiony w siwej mgle wieczornej i zapatrzony na gwiazdy; innemu woły prowadził przy orce: czasem poszedł do lasu, po jagody lub grzyby i sprzedawał szynkarzowi Mordce za kilka groszy cały kosz. 178BiedaW chacie im się nie wiodło. Gospodarstwo bez chłopa to jak ciało bez duszy; a wiadomo, że ojciec Antka już od kilku lat wypoczywał na tym wzgórzu, gdzie przez żywopłot czerwonymi jagodami okryty spoglądają na wioskę smutne krzyże. 179Wdowa do obrządzenia roli najmowała parobka, resztę pieniędzy musiała odnosić do gminy, a dopiero za to, co zostało, karmić siebie i chłopców. 180Jadali też co dzień barszcz z chleba i kartofle, czasem kaszę i kluski, rzadziej groch, a mięso — chyba tylko na Wielkanoc. Niekiedy i tego w chacie nie stało, a wówczas wdowa, nie potrzebując pilnować komina, łatała synom sukmanki. Mały Wojtek płakał, a Antek z nudów w porze obiadowej łapał muchy i po takiej uczcie znowu szedł na dwór do strugania swoich drabin, płotów, wiatraków i świętych. Bo także wystrugiwał i świętych, co prawda na początek bez twarzy i rąk. 181Nareszcie kum Andrzej, wierny przyjaciel osieroconej rodziny, wyrobił Antkowi miejsce u kowala, w drugiej wsi. Jednej niedzieli poszli tam z wdową i chłopcem. Kowal przyjął ich niezgorzej. Wypróbował chłopca w rękach i krzyżu, a widząc, że na swój wiek jest wcale mocny, przyjął go do terminu bez zapłaty i tylko na sześć lat. 182Straszno i smutno było chłopcu patrzeć, jak płacząca matka i stary Andrzej pożegnawszy jego i kowala skryli się już za sadami idąc z powrotem do domu. Było mu jeszcze smutniej, kiedy spał pierwszą noc pod cudzym dachem, w stodółce, między nie znanymi sobie chłopakami kowala, którzy zjedli jego kolację i jeszcze dali mu do snu parę kułaków na zadatek dobrej przyjaźni. 183PracaAle kiedy na drugi dzień rano ze świtem poszli gromadą do kuźni, gdy rozniecili ognisko, Antek począł dąć pękatym miechem, a inni, śpiewając z majstrem Kiedy ranne wstają zorze, poczęli kuć młotami rozpalone żelazo — w chłopcu zbudził się jakby nowy duch. Dźwięk metalu, rytmiczny huk, pieśń, której aż las odpowiadał echem — wszystko to upoiło chłopca… Zdaje się, że w sercu jego aniołowie niebiescy naciągnęli kilka strun nie znanych innym chłopskim dzieciom i że struny te odezwały się dopiero dziś przy sapaniu miecha, tętnieniu młotów i pryskających z żelaza iskrach. 184Ach, jaki by z niego był dziarski kowal, a może i co więcej… Bo chłopak, choć nowa robota podobała mu się okrutnie, wciąż myślał o swoich wiatrakach. 185Kowal, dzisiejszy opiekun Antka, był człowiek nijaki. Kuł żelazo i piłował je ani źle, ani dobrze. Czasami walił chłopców, aż puchli, a najwięcej dbał o to, żeby się zbyt prędko nie wyuczyli kunsztu. Bo taki młodzik wyszedłszy z terminu mógłby pod bokiem swemu rodzonemu majstrowi kuźnię założyć i zmusić go do staranniejszej roboty!… 186A trzeba wiedzieć, że majster miał jeszcze jeden obyczaj. 187Na drugim końcu wsi mieszkał wielki przyjaciel kowala — sołtys, który w zwykłe dnie prawie nie odchodził od pracy, ale gdy mu co kapnęło z urzędu, rzucał gospodarstwo i szedł do karczmy mimo kuźni. Bywało tego raz albo i dwa razy na tydzień. 188Idzie sobie tedy sołtys z zapracowanym na urzędzie groszem pod sosnową wiechę[4] i niechcący zbacza do kuźni. 189— Pochwalony! — woła do kowala stojąc za progiem. 190— Pochwalony! — odpowiada kowal. — A jak tam w polu? 191— Niczego — mówi sołtys. — A jak u was w kuźni? 192— Niczego — mówi kowal. — Chwała Bogu, żeście choć aby raz wyleźli z chałupy. 193— PijaństwoA tak — odpowiada sołtys. — Takem ci się zgadał w kancelarii, że muszę choć odrobinę zęby popłukać. Może pójdziecie i wy od tego kurzu? 194— Ma się rozumieć, że pójdę, przecie zdrowie jest najpierwsze — odpowiadał kowal i nie zdejmując fartucha szedł wraz z sołtysem do karczmy. 195A kiedy już raz wyszedł, mogli chłopcy na pewno gasić ogniska. Żeby robota była najpilniejsza, żeby się walił świat, ani majster, ani sołtys przed wieczorem nie wyszli z karczmy, chyba że sołtysowi narzuciła się jaka urzędowa czynność. 196Dopiero późno w nocy wracali do domu. 197PijaństwoZwykle sołtys wiódł kowala pod rękę, a ten dźwigał butelkę „płukania” na jutro. Na drugi dzień sołtys był zupełnie trzeźwy i gospodarował aż do nowego zarobku na urzędzie, ale kowal wciąż zaglądał w przyniesioną butelkę, dopóki się dno nie pokazało, i tym sposobem od jednego zamachu wypoczywał przez dwa dni. 198Już półtora roku nadymał Antek miechy w kuźni, nie robiąc, zdaje się, nic więcej, i półtora roku majster z sołtysem regularnie płukali zęby pod sosnową wiechą. Aż raz zdarzył się wypadek. 199Kiedy sołtys z kowalem siedzieli w karczmie, nagle po pierwszym półkwaterku dano znać, że ktoś tam powiesił się — i gwałtem wyciągnięto sołtysa zza stołu. Kowal nie mając odpowiedniego towarzystwa musiał zaprzestać płukania, ale kupił niezbędną butelkę i powoli wracał z nią ku domowi. 200Tymczasem do kuźni przyszedł chłop z koniem do okucia. 201Ujrzawszy go terminatorzy zawołali: 202— Nie ma majstra, dziś robi z sołtysem płukanie! 203— A z was to żaden nie potrafi szkapy okuć? — spytał markotnie gospodarz. 204— Kto tam potrafi! — odparł najstarszy terminator. 205— Ja wam okuję — odezwał się nagle Antek. 206Tonący chwyta się brzytwy, więc i chłop zgodził się na propozycję Antka, choć niewiele mu ufał, a jeszcze inni terminatorzy wyśmiewali go i wymyślali. 207— Widzisz go, niedorostka! — mówił najstarszy. — Jak żyje, nie trzymał młota w garści, tylko dymał i węgli dokładał, a dziś porywa się na kucie koni!… 208Widać jednak, że Antek miewał młot w garści, bo zawinąwszy się w niedługim nawet czasie odkuł kilka gwoździ i podkowę. Wprawdzie podkowa była za wielka i niezbyt foremna, ale swoją drogą terminatorzy pootwierali gęby. 209Jak raz przyszedł na tę chwilę i majster. Opowiedziano mu, co się stało, okazano podkowę i gwoździe. 210Kowal obejrzał i aż przetarł krwią nabiegłe oczy. 211— A ty gdzieś się tego nauczył, złodzieju? — zapytał Antka. 212— A w kuźni — odparł chłopiec zadowolony z komplementu. — Jak pan majster poszedł na płukanie, a oni rozbiegli się, to ja wykuwałem różne rzeczy z ołowiu albo i z żelaza. 213Majster był tak zmieszany, że nawet zapomniał zbić Antka za psucie materiałów i narzędzi. Aż poszedł na radę do żony, skutkiem czego chłopca wydalono z kuźni i przeznaczono do gospodarstwa. 214— Za mądryś ty, kochanku! — mówił mu kowal. — Nauczyłbyś się fachu we trzy lata i później byś uciekł. A przecież matka oddała mi cię na sześć lat — do służby. 215Pół roku jeszcze był Antek u kowala. Kopał w ogrodzie, pełł, rąbał drzewo, kołysał dzieci, ale już nie przestąpił progu kuźni. Pod tym względem wszyscy go rzetelnie pilnowali: i majster, i majstrowa, i chłopcy. Nawet własna matka Antkowa i kum Andrzej, choć wiedzieli o dekrecie kowalskim, nic przeciw niemu nie mówili. Według umowy i obyczaju chłopiec dopiero po sześciu latach miał prawo jako tako faszerować kowalstwo. A że był dziwnie bystry i nie uczony przez nikogo, nauczył się kowalstwa sam w ciągu roku, więc tym gorzej dla niego! 216Swoją drogą Antkowi uprzykrzył się taki tryb życia. 217„Mam ja tu kopać i drwa rąbać, więc wolę to samo robić u matki!” 218Tak sobie myślał przez tydzień, przez miesiąc. Wahał się. Ale w końcu — uciekł od kowala i wrócił do domu. 219Te jednak parę lat wyszły mu na dobre. Chłopak wyrósł, zmężniał, poznał trochę więcej ludzi aniżeli w swojej dolinie, a nade wszystko poznał więcej rzemieślniczych narzędzi. 220Teraz siedząc w domu pomagał czasem przy gospodarstwie, ale przeważnie robił swoje maszyny i rzeźbił figury. Tylko już oprócz kozika miał dłutko, pilnik i świderek i władał nimi tak biegle, że niektóre z jego wyrobów począł nawet kupować Mordko szynkarz. Na co?… Antek o tym nie wiedział, chociaż jego wiatraki, chaty, sztuczne skrzynki, święci i rzeźbione fajki rozchodziły się po całej okolicy. Dziwiono się talentowi nieznanego samouka, niezgorzej nawet płacono za wyroby Mordce, ale o chłopca nikt się nie pytał, a tym bardziej nikt nie myślał o podaniu mu pomocnej ręki. 221Alboż kto pielęgnuje kwiaty, dzikie gruszki i wiśnie, choć niby wiadomo, że przy staraniu i z nich byłby większy pożytek?… 222Tymczasem chłopiec podrastał, a dziewuchy i kobiety wiejskie coraz milej na niego spoglądały i coraz częściej mówiły między sobą: 223— Ładny, bestyja, bo ładny! 224Rzeczywiście Antek był ładny. Był dobrze zbudowany, w sobie zręczny i prosto się trzymał, nie tak jak chłopi, którym ramiona zwieszają się, a nogi ledwie posuwają się od ciężkiej pracy. Twarz także miał nie taką jak inni, ale rysy bardzo regularne, cerę świeżą, wyraz rozumny. Miał też jasne kędzierzawe włosy, ciemnawe brwi i ciemnoszafirowe oczy, marzące. 225Mężczyźni dziwili się jego sile i sarkali na to, że próżnował. Ale kobiety wolały mu patrzeć w oczy. 226— Jak on, bestyja, spoglądnie na człowieka — mówiła jedna z bab — to aż cię mrowie przechodzi. Taki jeszcze młodziak, a już patrzy na cię jak dorosły szlachcic!… 227— Bo to prawda — zaprzeczyła druga. — On patrzy zwyczajnie jak niedorostek, ino ma taką słodkość w ślipiach, że aż cię rozbiera. Ja się na tym znam!… 228— Chyba ja się lepiej znam — odparła pierwsza. — Przeciem służyła we dworze… 229A gdy się kobiety spierały tak o patrzenie Antkowe, on tymczasem na nie nie patrzył wcale. U niego więcej jeszcze znaczył pilnik aniżeli najładniejsza kobieta. 230MałżeństwoW tym czasie wójt, stary wdowiec, który już córkę z pierwszego małżeństwa wydał za mąż i miał jeszcze w domu kilkoro małych dzieci z drugiego małżeństwa, ożenił się trzeci raz. A jako zwykle łysi miewają szczęście, więc wynalazł sobie za Wisłą żonkę młodą, piękną i bogatą. 231Kiedy para ta stanęła przed ołtarzem, ludzie poczęli się śmiać; a i sam ksiądz trochę pokiwał głową, że tak nie pasowali do siebie. 232Wójt trząsł się jak dziad, co ze szpitala wyjdzie, i dlatego tylko był mało siwy, że miał głowę łysą jak dynia. Wójtowa była jak iskra. Czysta Cyganka z wiśniowymi ustami nieco odchylonymi i z oczami czarnymi, w których niby ogień paliła się jej młodość. 233Po weselu dom wójta, zwykle cichy, bardzo się ożywił, bo raz w raz przybywali goście. To strażnik[5], który częstsze miewał niż zwykle interesa do gminy; to pisarz, który znać nie dosyć nacieszywszy się wójtem w kancelarii jeszcze go w domu odwiedzał; to znów strzelcy rządowi, których dotąd we wsi nie bardzo kiedy widywano. Nawet sam profesor, odebrawszy miesięczną pensję, cisnął w kąt stary kożuch i ubrał się — jak magnat, tak że niejeden wiejski człowiek począł go tytułować wielmożnym dziedzicem. 234I wszyscy owi strażnicy, strzelcy, pisarze i nauczyciele ciągnęli do wójtowej jak szczury do młyna. Ledwie jeden wszedł do izby, już drugi wystawał za płotem, trzeci sunął z końca wsi, a czwarty kręcił się koło wójta. Jejmość rada była wszystkim, śmiała się, karmiła i poiła gości. Ale też czasem wytargała którego za włosy, a nawet i wybiła, bo humor u niej łatwo się zmieniał. 235Nareszcie po półrocznym weselu zaczęło być trochę spokojniej. Jedni goście znudzili się, drugich wójtowa przepędziła, i tylko podstarzały profesor, sam licho jedząc i morząc głodem swoją gospodynię, za każdą pensję miesięczną kupował sobie jakiś figlas do ubrania i siadywał u wójtowej na progu (bo go z izby wyganiano) albo klął i wzdychał pomiędzy opłotkami. 236Jednej niedzieli poszedł Antek na sumę jak zwykle, z matką i bratem. W kościele było już ciasno, ale dla nich znalazło się jeszcze trochę miejsca. Religia, ModlitwaMatka uklękła między kobietami na prawo, Antek z Wojtkiem między chłopami na lewo i każdy modlił się, jak umiał. Naprzód do świętego w wielkim ołtarzu, potem do świętego, co stoi wyżej nad tamtym, potem do świętych w ołtarzach bocznych. Modlił się za ojca, co go przytłukło drzewo, i za siostrę, co z niej za prędko choroba w piecu wyszła, i za to, ażeby Pan Bóg miłosierny i jego święci ze wszystkich ołtarzów dali mu szczęście w życiu, jeżeli taka będzie ich wola. 237Wtem gdy Antek już czwarty raz z kolei powtarzał swoje pacierze, uczuł nagle, że ktoś udeptał go w nogę i ciężko oparł mu się na ramieniu. Podniósł głowę. Przeciskająca się pomiędzy ciżbą ludu stała nad nim wójtowa, na twarzy smagła, zaczerwieniona, zadyszana z pośpiechu. Ubierała się jak chłopka, a spod chustki, spadającej z ramion, widać było koszulę z cieniutkiego płótna i sznury paciorków z bursztynów i korali. 238I popatrzyli sobie w oczy. Ona wciąż nie zdejmowała mu ręki z ramion, a on… klęczał, patrzył na nią, jak na cudowne zjawisko, nie śmiejąc ruszyć się, aby mu nagle nie znikła. 239Między ludźmi poczęto szeptać. 240— Usuńcie się, kumie, pani wójtowa idą. 241Kumowie usunęli się i wójtowa poszła dalej, aż przed wielki ołtarz. W drodze niby potknęła się i znowu spojrzała na Antka, a chłopca aż gorąco oblało od jej oczów. Potem usiadła na ławce i modliła się z książki, czasami podnosząc głowę i spoglądając na kościół. A kiedy na podniesienie zrobiło się cicho, jakby makiem zasiał, i pobożni upadli na twarze, ona złożyła książkę i znowu odwróciła się do Antka topiąc w nim ogniste źrenice. Na jej cygańską twarz i sznur paciorków spłynął z okna snop światła i wydała się chłopcu jako święta, wobec której ludzie milkną i rzucają się w proch. 242Po sumie ludzie tłumem poszli do domów. Wójtową otoczyli pisarz, nauczyciel i gorzelnik z trzeciej wsi, i już Antek nie mógł jej zobaczyć. 243W chacie postawiła matka chłopakom doskonały krupnik zabielony mlekiem i wielkie pierogi z kaszą. Ale Antek, choć lubił to, jadł ledwie jednym zębem. Potem zabrał się, poleciał w góry i położywszy się na najwyższym szczycie, patrzył stamtąd na wójtową chatę. Ale widział tylko słomiany dach i mały niebieski dymek wydobywający się powoli z obielonego komina. Więc zrobiło mu się tak czegoś tęskno, że schował twarz w starą sukmanę i zapłakał. 244BiedaPierwszy raz w życiu uczuł wielką swoją nędzę. Chata ich była najbiedniejsza we wsi, a pole najgorsze. Matka, choć przecie gospodyni, pracować musiała jak komornica i odziewała się prawie w łachmany. Na niego samego patrzono we wsi jak na straceńca, który nie wiadomo po co innym chleb zjada. A co go się nie nabili, co go się nawet psy nie nagryzły!… 245Jakże daleko było mu do profesora, gorzelnika, a choćby i do pisarza, którzy ile razy chcieli, mogli wejść do wójtowskiej chaty i gadać z wójtową. Jemu zaś nie o wiele chodziło. MiłośćPragnął tylko, żeby jeszcze choć raz jeden, jedyny i ostatni raz w życiu, oparła mu kiedy wójtowa na ramieniu rękę i spojrzała w oczy tak jak w kościele. Bo w jej spojrzeniu mignęło mu coś dziwnego, coś jak błyskawica, przy której na krótką chwilę odsłaniają się niebieskie głębokości pełne tajemnic. Gdyby je kto dobrze obejrzał, wiedziałby wszystko, co jest na tym świecie, i byłby bogaty jak król. 246Antek w kościele nie przypatrzył się dobrze temu, co mignęło w oczach wójtowej. Był nieprzygotowany, olśniony i szczęśliwą sposobność stracił. Ale gdyby ona tak jeszcze kiedy na niego chciała spojrzeć!… 247Marzyło mu się, że zobaczył przelatujące szczęście, i strasznie do niego zatęsknił. Zbudziło się drzemiące serce i wśród boleści poczęło się — jakby przeciągać. Teraz świat wydał mu się całkiem odmienny. Dolina była za szczupła, góry za niskie, a niebo — bodaj czy się nie opuściło, bo zamiast porywać ku sobie, zaczęło go przygniatać. Chłopiec zeszedł z góry pijany, nie wiedząc, jakim sposobem znalazł się nad brzegiem Wisły, i patrząc w rzeczne wiry czuł, że go coś pociąga ku nim. 248Miłość, której nawet nazwa
z informacji kolejowej antek dowiedział się że